Moja kulinarna podróż do Włoch - Caorle - Wenecja - Wiedeń
Zwlekałam z tą notką prawie miesiąc... Ale dziś powracam pamięcią do majówki i tych cudownych kilku dni, które spędziliśmy w Italii. Wyjazd spontaniczny i symboliczny, ponieważ 1 maja, czyli dokładnie kiedy przybyliśmy do Caorle (Google Maps, 65 km od Wenecji) obchodziliśmy naszą pierwszą rocznicę ślubu :) Była to dla nas jednocześnie podróż poślubna. Nie mogłam sobie chyba wyobrazić lepszego czasu i miejsca na obchodzenie takiej uroczystości :)
Z Olsztyna wyjechaliśmy we wtorek 30 maja około godziny 13-14tej, jechaliśmy samochodem przez Czechy i Austrię, aż dojechaliśmy do Caorle około godziny 5 nad ranem. Matko! Jakież te Caorle piękne! Po prostu coś cudownego, inny świat :) Domki były tak piękne, że śmieliśmy się, że wyglądają jak z piernika... Aż chciało się ugryźć te budynki, by sprawdzić czy są prawdziwe :) Gdy weszliśmy na promenadę nieomal nie popłakałam się ze szczęścia :))) Coś cudownego! Ciche, spokojne, lazurowe morze... Na horyzoncie kilka kutrów rybackich, na końcu promenady śliczna kapliczka, a na całej długości knajpy, restauracje, palmy i kwiaty :)





Byłam tak podekscytowana tym, co zobaczyłam przez tą chwilę po opuszczeniu samochodu, że nie chciałam iść spać, mimo, że nie spałam 22 godziny. Zmuszono mnie :) i zdrzemnęłam się koło 40 minut... ;) Po odebraniu kluczy do apartamentu poszliśmy się umyć i zdrzemnąć w normalnych warunkach.
Mieszkanie wynajęliśmy od agencji Luna Rosa (Residence Roberta), a jego standard przeszedł nasze oczekiwania. Za 200 euro (poza sezonem) na 4 osoby za 3 noce dostaliśmy kompletnie wyposażone mieszkanie z klimatyzacją, małym ogródkiem, gdzie zjedliśmy nasze pierwsze włosko-polskie śniadanie, full wypasioną kuchnią i ładną łazienką z prysznicem, pralką, suszarką do parania i spinaczami ;) Szczerze, to bardzo mnie to zaskoczyło. Za taką cenę spodziewałam się po prostu łóżka, wiecie o co mi chodzi... A tu...



Residence Roberta to dwa 4 piętrowe budynki z basenem pomiędzy nimi :) Dodatkowo musieliśmy zapłacić za pościel (tylko prześcieradło i koc) 40 euro. Każde z okien miało rolety na zewnątrz, takie same jak w Polsce używane są przez przedsiębiorstwa, sklepy do zasunięcia wejścia. Spało się dzięki temu do oporu, bo nie wiedzieliśmy kiedy jest już dzień ;)

Woda w basenie była zimna, więc skorzystaliśmy tylko ze słońca i dostępnych tam bardzo wygodnych leżaków. Co tu dużo gadać, mieliśmy naprawdę świetne warunki za super cenę. Polecam Luna Rosa i Residence Roberta (mają też inne rezydencje), bo było czysto, miło i full wypas ;)
Śniadania robiliśmy sobie sami z produktów, które przywieźliśmy z Polski i z tych, które były dostępne na miejscu. Włosi rzadko mówią po angielsku, więc momentami ciężko było się dogadać ;) Ale daliśmy radę, często na migi. Nie zapomnę sytuacji z Mauricio :D Mauricio to gość, który czyścił i napełniał basen przy rezydencji. Biuro miało być czynne od 9tej, ale nikogo tam nie było jeszcze o 9:10, dlatego pojechaliśmy do rezydencji, gdzie zastaliśmy właśnie Mauricio, który nic nie mówił po angielsku. Mój brat mówił do niego po angielsku wymieniając po kolei osoby, z którymi korespondowaliśmy mailowo w sprawie wynajmu, pokazując, że biuro zamknięte... co Mauricio dokładnie zrozumiał, zadzwonił do jednej z osób z biura i powiedział, że za "quatro minute" będą na miejscu hahaha :) To jest właśnie piękne, że mimo wszystko możemy się dogadać :)


Wychodząc na obiad do miasta warto wziąć pod uwagę, że około godziny 15tej, czyli w porze obiadowej, wszystkie restauracje są zamykane do godziny 17-18 :) Siesta! My tego pod uwagę nie wzięliśmy i z pierwszej restauracji prawie nas wygoniono... Kazano nam złożyć zamówienie natychmiast nie dając nam nawet 2 minut na zastanowienie :) Zamówiliśmy i nie powaliło ;) Zauważyłam, że u nich makaron jest bardzo al dente ;)
Spaghetti bolognese, bardzo delikatne w smaku, wolę polskie ;)


U góry spaghetti a`la putanesca - smaczne, ale bez szału ;)
Z tej restauracji mieliśmy widok na piękny ogródek cukierni :) Do drzewa przypięte były lampki, więc efekt był najpiękniejszy wieczorem ;)

Spróbowaliśmy w Caorle jeszcze lodów w kilku miejscach (wbrew pozorom, tylko gałkowe), ale smakiem przypominały te polskie.
Pierwszego i trzeciego dnia, kilka godzin spędziliśmy na plaży. Woda była cieplejsza niż w większości polskich jezior. Nie była ciepła, ale orzeźwiająca i przyjemna. Po dnie biegały kraby i pływały ryby, coś niesamowitego :)


Drugiego dnia pojechaliśmy zwiedzać Wenecję. Byłam tam pierwszy raz z moim Tatą przy okazji pielgrzymki do Watykanu. Deszcz padał cały dzień, również w Caorle, dlatego był to idealny dzień na zwiedzanie ;)
Więcej o Wenecji obejrzyjcie tutaj:
http://youtu.be/tG-l-eibxUk
Ostatniego, 3 dnia, było bardzo słonecznie i znów mogliśmy wylegiwać się nad morzem, które mieliśmy 200 m od rezydencji ;)

Spotkaliśmy nawet miejscowych, którzy zbierali małże prosto z morza :)

A oto kolejne pyszności, które zjedliśmy w Caorle...
Pierwsza pizza, rewelacyjna! Z najlepszym sosem pomidorowym jaki w życiu jadłam ( po prostu sparzony posiekany pomidor z posiekanym czosnkiem i oliwą)





I na koniec... Mój finałowy punkt programu... Danie, którego smak utwierdziło mnie w przekonaniu, że właśnie po to przyjechałam do Włoch, aby tego spróbować...

Półmisek pełen owoców morza :) Cudowneeeeee :)
Wyjechaliśmy z Włoch dzień wcześniej, niż planowaliśmy, bo chcieliśmy zobaczyć piękną, górzystą Austrię...



Ale... nie samą podróżą żyje człowiek ;) Trzeba było coś zjeść. W przydrożnym hoteliku zamówiliśmy bulion na 3 sposoby i zupę chrzanową. Mój (z makaronem naleśnikowym) był najlepszy :D





Wszyscy się do niej dorwaliśmy, gdy wjechała na stół ;) Ale mnie nie zachwyciła, wolałam rosołek :)


Dojechaliśmy do Wiednia... Oto panorama z najwyższego miejsca w tym mieście... Ktoś wie jak się ono nazywa i jaka historia się z nim wiąże?



I do domu :) Było cudownie! Zjedliśmy naprawdę kilka wybitnych dań... Dziękuję Wam Kochani za wspaniale spędzony czas, godziny pasjonujących dyskusji i luz towarzyszący każdemu dniu :)
A Wam, drodzy Fani, polecam serdecznie Caorle. To urokliwe i małe miasteczko, w którym z pewnością odpoczniecie :)
Więcej zdjęć z Caorle możecie zobaczyć tutaj:
http://www.youtube.com/watch?v=Mn3TaEgyq-g&feature=youtu.be
Z Olsztyna wyjechaliśmy we wtorek 30 maja około godziny 13-14tej, jechaliśmy samochodem przez Czechy i Austrię, aż dojechaliśmy do Caorle około godziny 5 nad ranem. Matko! Jakież te Caorle piękne! Po prostu coś cudownego, inny świat :) Domki były tak piękne, że śmieliśmy się, że wyglądają jak z piernika... Aż chciało się ugryźć te budynki, by sprawdzić czy są prawdziwe :) Gdy weszliśmy na promenadę nieomal nie popłakałam się ze szczęścia :))) Coś cudownego! Ciche, spokojne, lazurowe morze... Na horyzoncie kilka kutrów rybackich, na końcu promenady śliczna kapliczka, a na całej długości knajpy, restauracje, palmy i kwiaty :)
Byłam tak podekscytowana tym, co zobaczyłam przez tą chwilę po opuszczeniu samochodu, że nie chciałam iść spać, mimo, że nie spałam 22 godziny. Zmuszono mnie :) i zdrzemnęłam się koło 40 minut... ;) Po odebraniu kluczy do apartamentu poszliśmy się umyć i zdrzemnąć w normalnych warunkach.
Mieszkanie wynajęliśmy od agencji Luna Rosa (Residence Roberta), a jego standard przeszedł nasze oczekiwania. Za 200 euro (poza sezonem) na 4 osoby za 3 noce dostaliśmy kompletnie wyposażone mieszkanie z klimatyzacją, małym ogródkiem, gdzie zjedliśmy nasze pierwsze włosko-polskie śniadanie, full wypasioną kuchnią i ładną łazienką z prysznicem, pralką, suszarką do parania i spinaczami ;) Szczerze, to bardzo mnie to zaskoczyło. Za taką cenę spodziewałam się po prostu łóżka, wiecie o co mi chodzi... A tu...
Residence Roberta to dwa 4 piętrowe budynki z basenem pomiędzy nimi :) Dodatkowo musieliśmy zapłacić za pościel (tylko prześcieradło i koc) 40 euro. Każde z okien miało rolety na zewnątrz, takie same jak w Polsce używane są przez przedsiębiorstwa, sklepy do zasunięcia wejścia. Spało się dzięki temu do oporu, bo nie wiedzieliśmy kiedy jest już dzień ;)
Woda w basenie była zimna, więc skorzystaliśmy tylko ze słońca i dostępnych tam bardzo wygodnych leżaków. Co tu dużo gadać, mieliśmy naprawdę świetne warunki za super cenę. Polecam Luna Rosa i Residence Roberta (mają też inne rezydencje), bo było czysto, miło i full wypas ;)
Śniadania robiliśmy sobie sami z produktów, które przywieźliśmy z Polski i z tych, które były dostępne na miejscu. Włosi rzadko mówią po angielsku, więc momentami ciężko było się dogadać ;) Ale daliśmy radę, często na migi. Nie zapomnę sytuacji z Mauricio :D Mauricio to gość, który czyścił i napełniał basen przy rezydencji. Biuro miało być czynne od 9tej, ale nikogo tam nie było jeszcze o 9:10, dlatego pojechaliśmy do rezydencji, gdzie zastaliśmy właśnie Mauricio, który nic nie mówił po angielsku. Mój brat mówił do niego po angielsku wymieniając po kolei osoby, z którymi korespondowaliśmy mailowo w sprawie wynajmu, pokazując, że biuro zamknięte... co Mauricio dokładnie zrozumiał, zadzwonił do jednej z osób z biura i powiedział, że za "quatro minute" będą na miejscu hahaha :) To jest właśnie piękne, że mimo wszystko możemy się dogadać :)
Wychodząc na obiad do miasta warto wziąć pod uwagę, że około godziny 15tej, czyli w porze obiadowej, wszystkie restauracje są zamykane do godziny 17-18 :) Siesta! My tego pod uwagę nie wzięliśmy i z pierwszej restauracji prawie nas wygoniono... Kazano nam złożyć zamówienie natychmiast nie dając nam nawet 2 minut na zastanowienie :) Zamówiliśmy i nie powaliło ;) Zauważyłam, że u nich makaron jest bardzo al dente ;)
Spaghetti bolognese, bardzo delikatne w smaku, wolę polskie ;)
U góry spaghetti a`la putanesca - smaczne, ale bez szału ;)
Z tej restauracji mieliśmy widok na piękny ogródek cukierni :) Do drzewa przypięte były lampki, więc efekt był najpiękniejszy wieczorem ;)
Spróbowaliśmy w Caorle jeszcze lodów w kilku miejscach (wbrew pozorom, tylko gałkowe), ale smakiem przypominały te polskie.
Pierwszego i trzeciego dnia, kilka godzin spędziliśmy na plaży. Woda była cieplejsza niż w większości polskich jezior. Nie była ciepła, ale orzeźwiająca i przyjemna. Po dnie biegały kraby i pływały ryby, coś niesamowitego :)
Drugiego dnia pojechaliśmy zwiedzać Wenecję. Byłam tam pierwszy raz z moim Tatą przy okazji pielgrzymki do Watykanu. Deszcz padał cały dzień, również w Caorle, dlatego był to idealny dzień na zwiedzanie ;)
Więcej o Wenecji obejrzyjcie tutaj:
http://youtu.be/tG-l-eibxUk
Ostatniego, 3 dnia, było bardzo słonecznie i znów mogliśmy wylegiwać się nad morzem, które mieliśmy 200 m od rezydencji ;)
Spotkaliśmy nawet miejscowych, którzy zbierali małże prosto z morza :)
A oto kolejne pyszności, które zjedliśmy w Caorle...
Pierwsza pizza, rewelacyjna! Z najlepszym sosem pomidorowym jaki w życiu jadłam ( po prostu sparzony posiekany pomidor z posiekanym czosnkiem i oliwą)
I na koniec... Mój finałowy punkt programu... Danie, którego smak utwierdziło mnie w przekonaniu, że właśnie po to przyjechałam do Włoch, aby tego spróbować...
Półmisek pełen owoców morza :) Cudowneeeeee :)
Wyjechaliśmy z Włoch dzień wcześniej, niż planowaliśmy, bo chcieliśmy zobaczyć piękną, górzystą Austrię...
Ale... nie samą podróżą żyje człowiek ;) Trzeba było coś zjeść. W przydrożnym hoteliku zamówiliśmy bulion na 3 sposoby i zupę chrzanową. Mój (z makaronem naleśnikowym) był najlepszy :D
Wszyscy się do niej dorwaliśmy, gdy wjechała na stół ;) Ale mnie nie zachwyciła, wolałam rosołek :)
Dojechaliśmy do Wiednia... Oto panorama z najwyższego miejsca w tym mieście... Ktoś wie jak się ono nazywa i jaka historia się z nim wiąże?
I do domu :) Było cudownie! Zjedliśmy naprawdę kilka wybitnych dań... Dziękuję Wam Kochani za wspaniale spędzony czas, godziny pasjonujących dyskusji i luz towarzyszący każdemu dniu :)
A Wam, drodzy Fani, polecam serdecznie Caorle. To urokliwe i małe miasteczko, w którym z pewnością odpoczniecie :)
Więcej zdjęć z Caorle możecie zobaczyć tutaj:
http://www.youtube.com/watch?v=Mn3TaEgyq-g&feature=youtu.be
Niesamowita wycieczka. Najbardziej podobały mi się zdjęcia krajobrazowe z Austrii. Naprawdę magiczne.
OdpowiedzUsuńWidzę, że zamieszczasz przede wszystkim zdjęcia naprawdę niesamowicie wyglądających potraw. Jeśli zajadając się nimi w domu chciałabyś poczytać dobrą książkę lub posłuchać świetnej muzyki- zapraszam na mojego bloga, na którym w najbliższym czasie pojawią się amatorskie recenzje. Może wśród nich znajdziesz propozycję dla siebie, ja w międzyczasie biegnę wypróbować twoje mini serniczki. :)
dzięki :)
OdpowiedzUsuńTwoje zdjęcia i relaje zachęcają do wyjazdu :)
OdpowiedzUsuńa pamiętasz, zdradzisz gdzie jedliście i jakie ceny są w restauracjach?
pizze kosztowały średnio 5-8 euro, dania główne około 10-15 euro. Jedliśmy głównie przy promenadzie w Caorle, niestety nazw restauracji nie pamiętam, ale jest ich tam mnóstwo :) Warto pochodzić między uliczkami, odkryć coś nowego. Uprzedzam tylko, że w porze obiadowej mają siestę ;)
OdpowiedzUsuńWitam, byłam w ubiegłym roku w Caorle wracam znów;)
OdpowiedzUsuńPolecam biuro podróży Euro Pol Tuor, co prawda jedziemy od 6.09 do 13.09 ale płacimy za domek 1005 zł tak Polskich złotych, domek 6 os. z klimatyzacja i pełnym wyposażeniem, warunki godne polecenia;)
W ubiegłym roku niestety nie zaliczyliśmy Wenecji ale w tym roku mamy zamiar to nadrobić, polecano nam również wycieczkę statkiem po okolicznych wioskach rybackich,za 15 euro z degustacjami;)
Już nie umiem się doczekać ;) Dam znać jak było ;)
Witam, my też się wybieramy w tym terminie z Europolem do Włoch - Lido Altanea. W tamtym roku byliśmy w Bibione i było super. Wy też Altanea czy stare Caorle? Wiesz moze jak w Alatanei we wrześniu - dzieje sie coś? można gdzies dojechac autobusem, czy już straszna nuda. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOoooo... Aromatyczne frutti di mare na półmisku - też uwielbiam!
OdpowiedzUsuńWspaniałe doświadczenia kulinarne :) zazdroszczę
OdpowiedzUsuńwłoska pizza nie ma sobie równych na całym świecie, odkąd spróbowałem prawdziwej włoskiej pizzy żadna inna w Polsce nie smakuje tak samo :)
OdpowiedzUsuń